Po
trzech miesiącach przymusowego nieruszania się z domu i z miasta
postanowiliśmy wybrać się w góry, do JURGOWA wsi spiskiej w pobliżu
Bukowiny Tatrzanskiej, do zaprzyjaźnionej "ciotki" Bernadki. W górach
zwyczajowo mówiło się "ciotko" do starszych osób, i tak nam już zostało.
Ciotka Bernadka jest Słowaczką, urodziła się na Słowacji w 1931 roku (
czyli rówieśnica mojej mamy). Nie zmieniając miejsca zamieszkania po
wojnie znalazła się w Polsce. Rodowe nazwisko ciotki brzmi Tybor
(Tibor). Jej ojciec Andrzej założył w 1937 roku pierwszą w okolicy
elektrownię wodną. Na jego grobie widnieje epitafium: "Tyś pierwszy w
Jurgowie oświecił ciemności, żyć będziesz u Boga we wiecznej
światłości."
W starej remizie w Jurgowie urządzono mały
dom pamięci i umieszczono między innymi zdjęcie ludzi zasłużonych dla
wioski i dla kraju, a związanych z wioską. Obok Andrzeja Tybora jest też
ks. Tischner, którego mama pochodziła właśnie z Jurgowa.
Z
okna pokoju, który zawsze wynajmujemy, jest piękny widok na Hawrań,
najwyższy szczyt Tatr bielskich na Słowacji (2152 m npm). Ciotka
wspomina, że jako dziewczynka pasała wraz z innymi dziećmi krowy pod
Hawraniem.
Jurgów ma też piękny drewniany kościół o
barokowym wystroju, pod wezwaniem św Sebastiana. W niedziele jest
odprawiana jedna msza w języku słowackim.
Od lat jeździmy
do Jurgowa, ale za każdym razem wędrujemy po nowych ścieżkach. W tym
roku zawędrowaliśmy do przysiułka sasiedniej wsi, na Katryniaki, gdzie
stoją dwa domy (stary, rozpadający się, i nowszy, ale nie zamieszkany).
Ciekawostką były żeremia bobrów, które tam żyją nie niepokojone przez
ludzi.
Poprzednio oglądaliśmy Zagrodę Sołtysów (mały
skansen, a "Sołtys" to popularne nazwisko w tej okolicy), a także stary
wodny tartak, działający do dziś na odnodze rzeki Białki.
Zima warto przyjechać do Jurgowa na narty, jest w pobliżu dużo wyciągów narciarskich. Myślę, że jeszcze tam wrócimy.
Anna Słonimska, wnuczka Michała Pabina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz